Okiem rowerzysty / Portrety

Gentleman na rowerze

" Józef Sieniuć "

Gentleman na rowerze

Józef Sieniuć mieszka w Radomiu i Warszawie, jego stan cywilny to kawaler, co w niczym nie przeszkodziło, aby we wrześniu obchodził jubileusz 45 lat wspólnego życia z Krystyną, z którą razem wychowali trójkę dzieci i doczekali się piątki wnuków (nie licząc dzieci i wnuków „przyszywanych”). Zdarza się, że przy ich świątecznym stole zasiada około 20 osób. Z wykształcenia jest inżynierem energetykiem, po studiach na Politechnice Szczecińskiej, a przez całe życie zawodowe był związany z elektroenergetyką. Faktycznie zaś Józef  jest reprezentantem bardzo unikatowej (niemalże wymarłej) klasy, dla której poszerzanie horyzontów jest wartością samą w sobie. Nie mówimy tego grzecznościowo, znamy bowiem poza Józefem, tylko jedną osobę (Marka Szymanka), które z własnej i nieprzymuszonej woli przeczytały „Wojnę Żydowską” Józefa Flawiusza. Jak na inżynierów całkiem ciekawa lektura. Znamy także Józefa z jeszcze jednej strony, a mianowicie jako rowerzystę uśmiechniętego, życzliwego, łagodnego, cieszącego się z tego czego doświadcza. Poza tym Józef to całą gębą „zwierz towarzyski” w najlepszym tego słowa znaczeniu; z klasą i gestem.

Od kiedy uprawiasz turystykę rowerową?

Musielibyśmy precyzyjnie zdefiniować pojęcie „turystyka rowerowa”. Oczywiście, rowerem jeżdżę od zawsze. Bliższe i dalsze wycieczki rowerowe (30 – 60 km) zaczęły mnie wciągać około 30 lat temu, zawsze w niewielkich  2 – 5 osobowych grupach. Moje wyprawy długodystansowe, po kilkaset kilometrów, zaczęły się po 2010 roku.

Od czego to się zaczęło?

Jak to często w życiu bywa, koniec jednego staje się początkiem drugiego, czegoś nowego. Dla mnie, urodzonego blisko morza, najwspanialszym elementem otaczającego nas świata zawsze były GÓRY! A przynajmniej od momentu, kiedy jeszcze w końcu lat 60-tych pierwszy raz przeszedłem Orlą Perć. Góry, to również narty. Około 10 lat temu pojawiły się moje problemy z kolanami. Zalecenie lekarzy było jednoznaczne – chcesz chodzić po górach, musisz zrezygnować z nart zjazdowych. Alternatywą mogą być „biegówki” i rower. Tak się zaczęła dominacja roweru, nad innymi formami mojej aktywności.

Dlaczego lubisz  jeździć na rowerze?

Jazda rowerem, to dla mnie nie tylko relaks. To najlepszy czas na przemyślenia. Rozwiązuję wtedy mniejsze i większe dylematy, zakreślam plany na przyszłość (tak prywatne, jak i zawodowe), podejmuję różne decyzje. Dlatego, nawet jeśli jestem w grupie, w trakcie pokonywania dystansu potrzebuję samotności. Dla towarzystwa są przerwy i czas po zakończeniu „kręcenia”.

Winne Ścieżki, Weinviertel, Hardegg, Austria

Czego nie lubisz w jeździe na rowerze?

Nie mam zdolności manualnych ani pasji majsterkowicza. Nie lubię grzebać przy rowerze! Ma być sprawny i niezawodny.

Co czujesz kiedy masz do pokonania wymagający podjazd?

Podjazdy wymagają znacznie większej koncentracji i uwagi. Trzeba dostosować tempo, oddech, rytm serca do stopnia nachylenia i długości podjazdu. A to mi zabiera czas poświęcany na przemyślenia. Zatem zbyt duże podjazdy, szczególnie po kiepskich drogach, nie są moimi ulubionymi elementami wypraw.

Podjazd na transalpejskim szlaku, Alpe-Adria, Austria

Po jakich drogach  najbardziej lubisz jeździć?

Po drogach mało uczęszczanych, z dobrą nawierzchnią, lekko pagórkowatych, najlepiej w lesie. Mam taką ulubioną trasę wokół Jeziora Nidzkiego (50 – 80 km, w zależności od wyboru opcji). Cisza, jezioro, puszcza – pełnia szczęścia.

Po jakich drogach najbardziej nie lubisz jeździć?

Nie znoszę jazdy po piachu! Pochłania moją energię, uwagę, jak pustynia wodę. Znika przyjemność jazdy rowerem.

Jazda na rowerze w żaden sposób nie łączy mi się ze słowem sukces. Co najwyżej może nieraz mógłbym powiedzieć o satysfakcji.
Szlak Alpe-Adria, Bad Gastein, Austria

Największy sukces w jeździe na rowerze?

Jazda na rowerze w żaden sposób nie łączy mi się ze słowem sukces. Co najwyżej może nieraz mógłbym powiedzieć o satysfakcji. Pamiętam pewne wydarzenie sprzed wielu lat. Początek lat 90-tych. Moi dwaj koledzy, wytrawni rowerzyści, zabierają mnie początkującego, na wycieczkę z zamiarem pokazania mi miejsca w szeregu. Oni na porządnych rowerach szosowych, a ja jeżdżący na „góralu” swoje weekendowe 20 – 30 km. Niby zrobiliśmy niezbyt długą trasę (około 70 km), ale całe szczęście, że na koniec, po zejściu z roweru, mogłem się nim podeprzeć, żeby się nie przewrócić. Ale nie dałem tego po sobie poznać i miałem cichą satysfakcję, że im się „nie dałem”.

Ile kilometrów miesięcznie przejeżdżasz na rowerze?

Na rowerze spędzam 2500 – 4000 km rocznie. Zdarzały się miesiące, w trakcie których przejeżdżałem 800 km, ale na ogół jest to około 500 km.

Czy uważasz, że najlepiej jeździ się na własnym rowerze?

Najczęściej jeżdżę na własnym rowerze. I to jest trochę tak, jak z własnym samochodem, własnym łóżkiem, ulubionym kubkiem. Ale przejechałem kiedyś trasę Salzburg – Wiedeń na rowerze pożyczonym i wspominam to bardzo sympatycznie.

Kiedy zaczynasz /kończysz sezon rowerowy?

Nie mam sztywnych reguł. Raczej zależy to od pogody. Zdarzało mi się jeździć w grudniu i lutym, lecz unikam jazdy zimowej. Noszę okulary i w czasie zimnego wiatru, łzawią mi oczy. Poza tym, w dzieciństwie odmroziłem sobie ręce i teraz ponoszę tego konsekwencje.

Twoje rowerowe marzenie?

Raczej nie mam rowerowych marzeń. Od kilku lat wybieram się pojeździć po Chinach, ale zawsze coś staje na przeszkodzie. Może się jeszcze tam wybiorę, ale nie traktuję tego, jako jakiegoś szczególnego wyzwania. Chciałbym po prostu jeździć jak najdłużej.

Nie wystarczy umieć jeździć na rowerze

Czy podróże rowerowe są dla każdego?

Turystyka rowerowa ma swoją specyfikę i trzeba ją lubić, a co najmniej akceptować. Nie wystarczy umieć jeździć na rowerze. Może więc jest nie dla każdego, ale na pewno dla wszystkich, którzy nie lubią spędzać godzin przed telewizorem. Dużo radości sprawiło mi pokonanie  – w tym roku  – trasy wokół jeziora Nidzkiego z wnukami – 9 i 11 lat! Można więc powiedzieć, że turystyka rowerowa jest prawie dla każdego!

Razem czy osobno

Jaki stosunek do Twojej pasji rowerowej  ma Twoja najbliższa rodzina?

Część jest neutralna, część przychylna i wspierająca, a część dawno mnie prześcignęła. Przykładowo: syn Kuba przejeżdża rocznie kilka razy więcej ode mnie, zaliczając 500 kilometrowe maratony.  Aż takim „wariatem”, to ja nie jestem.

Kto kogo zachęcił do jazdy na rowerze?

To były procesy naturalne. Pojawiały się bez specjalnych zachęt, u każdego na innym etapie. Ale w większości przypadków, jest to zjawisko progresywne.

Jak na Twoją jazdę na rowerze zapatrują się bliżsi znajomi i szersze środowisko?

Spora grupa znajomych, to aktywni rowerzyści. Razem planujemy wyprawy i już zaczynamy myśleć o ewentualnych wyjazdach w przyszłym roku. Ci, którzy nie jeżdżą, trochę nam zazdroszczą. Ale wyraźnie widać stały wzrost zainteresowania różnymi formami używania dwóch kółek, co mnie bardzo cieszy!

Szlak Alpe-Adria, Geisberg, Austria, trzeci od lewej

Czy masz poczucie, że kiedy opowiadasz Twoim znajomym o swoich doświadczeniach rowerowych, oni rozumieją o czym mówisz?

Nie jestem typem „opowiadacza”. Jazda na rowerze, to przede wszystkim moja potrzeba i moja przyjemność. Ważniejszy  jest dla mnie czas spędzony na rowerze, niż opowieści o wyprawach. Poza tym, chyba jestem lepszym słuchaczem, a większość ludzi ma potrzebę snucia swoich opowieści i bardzo się cieszą, jeśli trafi im się ktoś, kto potrafi słuchać i nie przerywa.

Mój rower

Ile masz rowerów w domu i jakie marki i typy?

Mam trzy rowery, dwa są typu trekkingowegoa jeden gravel . Gary fisher, mieszka w Warszawie. Dwa pozostałe: merida i kellys są do dyspozycji w Radomiu.

Na którym z tych rowerów lubisz najbardziej jeździć i dlaczego?

To bardziej zależy od tego, gdzie jeżdżę. W Warszawie z oczywistych powodów wsiadam na fishera. W Radomiu i na większości wypraw używam meridy. Rower gravelowy –  to ubiegłoroczny prezent od dzieci na dzień ojca. Jako że jest najlżejszy i najmłodszy, większość jazd w ostatnich dwóch latach, w okolicach Radomia, odbyłem właśnie na nim. I to się chyba nie zmieni.

Gdzie przechowujesz rower?

W Warszawie rower ma swoje miejsca – latem w przedpokoju, a poza sezonem – w ogrodzie zimowym. W Radomiu oba mieszkają w garażu, przy czym nowy, w okresie zimowym wisi pod sufitem.

Czy dbasz o swój rower i  na czym to „dbanie” polega?

Moje „dbanie” o rower polega na regularnym jego serwisowaniu przez fachowców, którzy przecież znają się na tym znacznie lepiej ode mnie!

Czy potrafisz zrobić „coś przy rowerze?

Morawskie Winne Ścieżki, Morawy Południowe, Czechy

Bez problemu radzę sobie z pompowaniem i włączaniem świateł.

Bez problemu radzę sobie z pompowaniem i włączaniem świateł.

Czego najbardziej nie lubisz robić przy rowerze?

Unikam wszelkich prac przy rowerze. Zawsze wychodzę z założenia, że najlepiej się koncentrować na tym, na czym się dobrze znamy i w czym jesteśmy dobrzy. A przecież mechanicy rowerowi też mają rodzinę, dom i też muszą z czegoś żyć.

Które konstrukcyjne elementy roweru są – w Twoim przekonaniu – kluczowe  dla efektywnej i wygodnej jazdy na rowerze (np. siodło, koła itp.)?

Zawsze staram się ufać fachowcom, niezależnie czy jest to lekarz, doradca finansowy czy mechanik rowerowy. Dlatego staram się słuchać rad specjalistów (jednym z nich jest mój syn – z zawodu prawnik), których chętnie proszę o dostosowanie elementów roweru do moich indywidualnych potrzeb.

Mertola, Alentejo, Portugalia

Wakacje na rowerze

Od ilu lat, spędzasz urlop aktywnie, jeżdżąc na rowerze?

Moje urlopowe wyjazdy z aktywnym użyciem roweru zaczęły się kilkanaście lat temu.

Kiedy i gdzie wyjechałaś pierwszy raz?

Chyba najważniejszą wyprawą rowerową, która zapoczątkowała całą serię kolejnych, (nieraz po 2 – 3 razy w roku), była spontanicznie wymyślona trasa „ścianą wschodnią”. Green Velo  było dopiero na etapie pomysłu. Z kolegą Gienkiem wybraliśmy się z Przemyśla do Sokółki. Była to pełna improwizacja. Każdy kolejny nocleg planowaliśmy codziennie rano. Większość miejsc zobaczyłem wtedy pierwszy raz. Klimat wielokulturowości (w wielu miejscowościach sąsiadowały ze sobą kościół katolicki, cerkiew i często synagoga) poruszył mnie i zachwycił.

Co lubisz w grupowych wyjazdach rowerowych?

Najbardziej lubię wyjazdy w niezbyt dużych grupach. Cenię sobie to, że ktoś profesjonalnie przygotował trasę i zadbał o mój komfort i bezpieczeństwo. Szczególną przyjemność dają mi wieczory spędzane w ciekawych, nietypowych miejscach, u niebanalnych gospodarzy. Nie ukrywam, że najczęściej zdarzało mi się to na wyprawach organizowanych przez Was. I nie jest to jakiś specjalny ukłon w Waszą stronę, ale również zdanie moich przyjaciół.

Winne Ścieżki, Weinviertel, Austria, czwarty od lewej

Czego w takich wyjazdach nie lubisz?

Nie lubię złej organizacji, kiepskich miejsc hotelowych – i wcale nie chodzi o komfort, i braku emocjonalnego zaangażowania organizatorów – czego niestety, też zdarzało mi się doświadczać.

Najciekawsze wydarzenie na grupowym wyjeździe rowerowym?

Ciekawych wydarzeń doświadczałem bardzo często. Mimo wszystko, najbardziej utkwiły mi w pamięci miejsca i doświadczenia z przejazdu ścianą wschodnią. Lasy Roztocza, przeprawa z rowerami łodzią przez Bug, wizyta na Górze Grabarce, przysmaki kuchni tatarskiej, smak specjalnej, grubej na 4 palce słoniny, otwartość ludzi – to wszystko bardziej we mnie tkwi niż wydarzenia – choć też przyjemne – z wielu innych miejsc Europy.

Najtrudniejsza trasa rowerowa jaką pokonałeś?

Nie potrafię ustalić hierarchii trudności tras. Może łatwiej byłoby mi mówić o kłopotach na niektórych etapach. Ale poza klasycznymi trudnościami (trudne drogi, duże przewyższenia, upały, wiatry), zdarzają się nietypowe. Swego czasu, w trakcie wyprawy bezdrożami Ukrainy, grupa zabłądziła i znalazła się w wyjątkowo trudnych warunkach. I wtedy doszły do głosu stres, skrajne emocje, panika. Zapanowanie nad taką atmosferą okazało się znacznie trudniejsze, niż typowe uciążliwości trasy. Wszystko skończyło się szczęśliwie, a cała wyprawa była jedną z najlepszych, w jakiej udało mi się uczestniczyć.

Czy masz jakieś ulubione trasy rowerowe?

Bardzo lubię jeździć rowerem po terenach Polski północno-wschodniej (Mazury, Podlasie, Suwalszczyzna). Ostatnio odkrywam uroki Pomorza Zachodniego, a w szczególności okolice Białogardu, Połczyna-Zdroju, Pojezierza Drawskiego. Znajduję tam wszystko co lubię – pagórki, jeziora, nieprzebrane lasy i spokój!

Gdzie chciałbyś – w najbliższym czasie – wyjechać na rowerze?

Chodzi mi po głowie pomysł przejechania z południa na północ  „ścianą zachodnią”, trochę po stronie polskiej, trochę po niemieckiej. Mam nadzieję, że uda się ten pomysł wdrożyć w życie.

Czy poza jazdą na rowerze uprawiasz jakieś inne formy  turystyki aktywnej?

Zanim zaliczyłem pierwszą, dłuższą wycieczkę rowerową, deptałem wyższe i niższe szczyty górskie. Oczywiście, wszystko od Bieszczad na wschodzie, po Karkonosze na zachodzie, plus Góry Świętokrzyskie. Udało mi się również odwiedzić trochę górek poza Polską. Uwzględniając tylko te poważniejsze, miło wspominam trasy w Alpach, Skandynawii, Mongolii, czy Górach Skalistych. Najważniejsze, to dwie wyprawy w Himalaje. Ostatnio już trochę niżej, ale Sierra Nevada z wzniesieniami prawie 3500, bardzo sympatyczna.

Szlak Alpe-Adria, Bad Gastein, Austria

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadził Paweł Boryszewski


Zobacz także