Na zmianę doglądamy cebulki i gości
Ania i Filip Szczuka – właściciele „Tulipanowego Gościńca” w Jantarze
Jak długo prowadzicie pensjonat?
Pensjonat prowadzimy od 14 lipca 2016 roku, czyli to nasz piąty sezon wakacyjny.
Czy macie jakieś rodzinne tradycje w tego typu działalności?
W działalności turystycznej jesteśmy absolutnymi debiutantami. Uprawa tulipanów to nasza rodzinna tradycja, kultywowana od dwóch pokoleń.
Co Was więc skłoniło do takiej działalności?
Potrzeba serca! Filip od zawsze wiedział, że chce się zajmować turystyką. W tym kierunku się kształcił. Ja przez krótki czas pracowałam w starym komunistycznym hotelu z prawdziwego zdarzenia, poznałam uroki tej pracy od zaplecza i od razu wiedziałam, że chciałbym to robić, inaczej, lepiej, niezależnie, po swojemu. Lubię tę wieczną krzątaninę, lubię też czuć się potrzebna.
Jaka jest geneza nazwy Waszego pensjonatu: „Tulipanowy Gościniec”?
Wszystko zaczęło się ponad 40 lat temu od posadzenia pierwszej cebulki. Tulipany produkujemy już od dwóch pokoleń. Stąd też prowadzony przez nas dom gościnny, zawdzięcza im swoją nazwę; wyrósł na tulipanach dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo część pensjonatu powstała poprzez rozbudowanie budynku, w którym kiedyś były przechowywane kwiaty. Ponad to w miejscu obecnego ogrodu – stały jeszcze nie tak dawno – tunele z sadzonkami tulipanów, bo Tulipany wciąż są obecne w naszym życiu i bardzo dla nas ważne, choć produkujemy je w nieco mniejszej skali. Rok dzielimy na dwa sezony – turystyczny i kwiatowy, doglądamy więc na zmianę cebulek albo gości .
W jaki sposób „Tulipanowy Gościniec” jest wpisany w tradycję regionu?
Chcąc zachować lokalny charakter zbudowaliśmy dom w stylu nawiązującym do architektury żuławskiej. Domy podcieniowe fascynowały nas od dawna. To one tworzą klimat tego rejonu, nie spotykany nigdzie indziej.
Co – Waszym zdaniem – jest szczególnie ważne w takiej działalności turystycznej jak Wasza?
Zaangażowanie, takie na sto procent, nie na pół gwizdka. Bardzo dbamy, by małe rzeczy znaczyły wiele. Słuchamy i zaskakujemy, czasem samych siebie. Dużą wagę przykładamy do detali. To jest często doceniane przez gości. Mam nadzieję, że owa dbałość jest naszym znakiem firmowym i wyróżnikiem. Jednocześnie staramy się zachowywać zdrowy dystans do tego co robimy, daje nam to perspektywę, z której pewne sprawy lepiej widać.
Co jest najtrudniejsze w tego typu działalności?
Największym wyzwaniem w naszej pracy jest to, że nie mamy żadnych przerw. Przez pół roku pracujemy na wysokich obrotach, bez jakichkolwiek dni wolnych. Marzymy by się wyspać i nie jeździć codziennie po zakupy. To żadna nowość, że końcówka września jest najtrudniejsza. Są takie dni, że zmęczenie odbiera nam siły.
Co Was zaskoczyło, czego nie spodziewaliście podejmując działalność hotelarską?
Nie spodziewaliśmy się, że będziemy kojarzeni z hotelem, i że ta niechciana łatka, tak bardzo do nas przylgnie. Od początku wiedzieliśmy, że standard pokoi będzie wyższy niż w pensjonatach czy agrokwaterach, ale z ciepłą, swojską gościnnością. W końcu mieszkamy na wsi, jesteśmy prostymi ludźmi i z hotelem poza standardem, nie mamy nic wspólnego. Nie mamy całodobowej recepcji, ani obsługi spełniającej życzenia gości o każdej porze dnia i nocy.
Czego goście nie wiedzą i nie widzą?
Na pierwszy rzut oka nie wydać, że bycie gospodarzem to praca 24 h na dobę. To nie jest tak, że zatrudniamy sztab ludzi. Obowiązki dzielą się na nas dwoje. Zaczynamy o świcie od przygotowywania śniadań, dla nas to najważniejsza pora w ciągu dnia. Świat poczeka, kiedy w tulipanowym jest serwowane śniadanie! Codziennie jeździmy na zakupy – bazujemy głównie na sezonowych i lokalnie dostępnych produktach. Sami pieczemy ciasta – te na śniadania i te do kawiarni. W tak zwanym międzyczasie, zajmujemy się ogrodem, ja uwielbiam robić bukiety do wazonów z tego, co jest dostępne pod ręką. Filip w ramach relaksu kosi trawę. Popołudniami prowadzimy kawiarnię. A wieczorami księgowość i korespondencję z gośćmi.
Dlaczego warto przyjechać na Żuławy?
Żuławy są jedyne w swoim rodzaju! Warto przyjechać dla wyjątkowej architektury, urzekających swą różnorodnością krajobrazów i specyficznej kuchni; mglistych poranków, bocianich gniazd i starych wierzb szumiących na wietrze. Żuławskie wsie to klimatyczne miejsca z duszą. Wspaniały krajobraz regionu jest wprost idealny do eksploracji na dwóch kółkach.
Wasz Tulipanowy Gościniec jest miejscem przyjaznym rowerzystom, co Waszym zdaniem, najbardziej cenią rowerowi goście?
W naszym odczuciu przede wszystkim obfite, pożywne i urozmaicone śniadania. Takie, które dają energię na dobry początek dnia. Poza tym, niewątpliwie komfortowy wypoczynek, wygodne łóżka i bezpieczeństwo pozostawionych rowerów.
O co nie zapytaliśmy, a chcielibyście powiedzieć ?
Nasz dom to my. To pasja i miejsce, w którym nasi goście czują się jak u siebie, czyli na luzie i bez spiny. A nie od dziś wiadomo, że mamy najlepszych gości pod słońcem! Takich, którzy wraz z nami, tworzą ten mały świat. Mamy w nim swoją przestrzeń, a oni to szanują. Z całego serca polecamy wszystkim nasz dom, i to, co sobą reprezentuje, zdajemy sobie sprawę, że taka konwencja nie jest dla każdego. Mamy bardzo dużo do zaoferowania, ale nie boimy się mówić nie. Jesteśmy gospodarzami, nie hotelarzami.
Wywiad opracował Paweł Boryszewski
- 84
- 2340